niedziela, 6 kwietnia 2014

Mózgonalia-Akt Pierwszy

Akt 1

Sc.1
Dwóch młodych mężczyzn siedzi na betonowym murku przy torach, za ich plecami stoi niebieski plecak. Jeden z mężczyzn noszący pseudonim Samuraj lekko przy kości z brodą, ubrany w czarną bluzę z kapturem i wojskowe spodnie moro z kieszeniami po bokach, drugi o imieniu Wiesiek szczupły, wyraźnie wyższy ze zmierzwionymi długimi włosami w kraciastej koszuli, jeansach i tenisówkach oraz  piwem w ręce, prowadzą zaciekłą debatę

<Wiesiek>
-Stary, nie wiem jak to się stało-każdego dnia przysięgałem jej miłość, bezpośrednio i dosadnie, mówiłem jej, że nic innego dla mnie się nie liczy, nic ponad związek z nią,
kompletnie nie rozumiem, co zrobiłem nie tak, że po raz kolejny mnie zostawiła
#Bierze potężną serię łyków piwa, aż do samego dna# ostatnie 2 tygodnie to jakaś katorga, nie mogę spać, chociaż codziennie się upijam, czuję się jak chodząca śmierć, niedługo kolanami powycieram dziury w bruku

<Samuraj>
Słuchaj no szefie, jak na moje, to Ty za bardzo się starasz, żeby sprawić jej radość, zapominasz dla tego o własnej godności, i dlatego ona Cię nie szanuje, bo wie, że i tak będziesz ją kochał, zachowujesz się jakbyś był jej własnością, a ona to czuje i bawi się Tobą
#Odpala papierosa# Tak właściwie, to jak daleko ona stąd mieszka?
<Wiesiek>
Do Torunia jest 315 kilometrów, a później trzeba jeszcze godzinę pobujać się autobusem, żeby dotrzeć do jej miasta

<Samuraj>
A nie możesz sobie znaleźć kogoś stąd? Aśka mówiła mi ostatnio, że rozstała się z chłopakiem, może tak za nią byś się zabrał?
<Wiesiek>
Ty wiesz, że ja wiem, że tak byłoby lepiej, tyle, że nie potrafiłbym się do niej zbliżyć, wciąż przed oczyma miałbym Weronikę, wyobrażałbym sobie jej zachrypnięty głos, i zapach matczynego obiadu którym przy pocałunkach obdarzała mnie, ja czując ten zapach byłem absolutnie przekonany, że ugotujemy coś, co tak smakuje naszym dzieciom

<Samuraj>(Przerywając, kładzie rękę na ramieniu kolegi)
Oczy Ci pizdą zaszły młodzieńcze, opamiętaj się, zanim wpadniesz w jakąś chorobę psychiczną, a wraz z nią na samo dno ludzkiej egzystencji. Nawet nie wiesz, jak głupie jest to, co mówisz

<Wiesiek>
Właśnie wiem, dlatego też obwiniam się z każdym dniem, za moje nierozsądne działanie, czuję się jak kompletny, skończony idiota bez przyszłości

<Samuraj>
A właśnie, że przyszłość jest dopiero przed Tobą-masz szansę, by zmienić swoje życie i wkroczyć do krainy wiecznej błogości, sam jestem w takim stanie, ale to nie oznacza "O motylek" #Idiotycznie uśmiecha się, przekręcając głowę w bok i składa ręce jak do modlitwy# tylko wyznaczanie sobie celów, które po prostu musisz wypełnić, bo Ty tak mówisz, ale do celów potrzebne są środki-wygraj panowanie nad własnym losem

<Wiesiek>
Ciekawe jak-Ty myślisz, że nie chcę?

<Samuraj>
Nie tam spoglądasz, gdzie trzeba, próbujesz zmienić scenariusz, który pisze życie, ale nie zmieniasz siebie, przez co, mimo dogodnym możliwościom, nie potrafisz sprostać zadaniom

<Wiesiek>
A jak zmienić siebie, gdy ja nawet piwa nie potrafię sobie odmówić?

<Samuraj>
Właśnie o to chodzi-ja nie mam żadnych nałogów-dzisiaj łoję już drugą ramę fajek, a przez najbliższy tydzień nie spalę ani sztuki-chcesz się założyć?

<Wiesiek>
Nie no, co Ty, wiem jak bardzo potrafisz okiełznać własne odczucia-pokazywałeś mi to już nie raz, w sumie pokazujesz cały czas-wyglądasz, jakbyś wyławiał potrzebne Ci emocje z powietrza, i nie dopuszczał do siebie żadnej przypadkowej

<Samuraj>
Wiesz czym to jest spowodowane? #LITERUJE# M-E-T-I-O-L-I-Z-Y-N-A

<Wiesiek>
Metaco? Co to za świństwo? Tylko kilka razy w życiu jarałem skuna, nie licząc tych dwóch przypadków z tabletkami na grypę, nie chcę się truć jakimś świństwem

<Samuraj>
Oj Wiesiu, Wiesiu, skończ opowiadać bzdury-przecież znasz mnie od lat, wiesz, że nie poleciłbym Ci żadnego gówna, już takie piwo jest o wiele bardziej toksyczne-A to nowy psychodelik-dopiero co wszedł na rynek, ale jest wspaniały-jestem pewien, że po jednym razie nie będziesz miał długo ochoty na powtórzenie tego przedsięwzięcia, a po 20 miligramach dostajesz dostęp do panelu kodowania swojego umysłu i przeprogramowujesz się jak tylko chcesz-rzecz jasna, o ile wykażesz hart ducha godzien wojownika-wtedy nawet drzewa będą Ci się kłaniały-tylko pamiętaj, przygotuj siebie do walki z życiem, a nie staraj się zmieniać decyzji innych na siłę-bo to i tak nic nie da

<Wiesiek>
Po ile to coś stoi? Boję się, ale chyba to jedyna droga dla mnie

<Samuraj>#Krzycząc, gdy przed nim przejeżdża pociąg#
Kondik ma 200 miligramów za 8 dych-szkopuł w tym, że nie można wziąć mniej, ale gdybyś pochłonął taką kolosalną dawkę, i potrafił opanować doznania, byłbyś królem kosmosu

<Wiesiek>#Również krzyczy, towarowy pociąg z zardzewiałymi wagonami nadal wlecze się przed twarzami rozmówców#
Ale to 10 razy więcej, niż na przeciętny jazz-nie wyląduję na OIOM'IE?

<Samuraj>#Dalej identyczna sytuacja, jednak w połowie wypowiedzi pociąg się kończy i słychać już tylko cichnący w oddali stukot #
Nic Ci nie będzie, ale w sumie racja, weźmiemy na pół, tylko, że przez 8 godzin będziemy odcięci od świata zewnętrznego-pójdziemy do Ciebie na działkę, starym się powie, że robimy grilla, a będziemy tuningować Ci umysł

Sc.2

#Nastaje ciemość, słychać dźwięk przewijanej szpuli  VHS#
<Głos z nikąd>(Kobiecy głos prowadzący bohatera)
Witaj Wiesławie, chcesz wiedzieć jak powstałeś?
#Tło zmienia kolor na biały, widać dwie gałki podpisane "TAK" oraz "NIE"#

<Wiesław>#siłując się z gałką#
Tak, tak, tak! No cholera, rusz się

<Głos z nikąd>
Im bardziej się starasz, tym prawdopodobniejsze, że nic się nie zmieni, przestań się miotać

#Wiesiek zgrabnym ruchem przesuwa gałkę#

<Głos z nikąd>
No brawo, pięknie Ci idzie-A więc, jesteś aniołem, synem Boga, który zrzucił Cię na ziemię przed pięcioma minutami, abyś dowiódł swoich możliwości w tym nieidealnym świecie-ale żeby to zrobić, musisz odnaleźć siemię stwórcy w głębi Twojego serca
<Wiesiek> #głośno dysząc#
Jak to przed pięcioma minutami, ja mam dwadzieścia lat, rodziców, pierwszy raz i liceum za sobą.....

<Samuraj>#kamera pokazuje Samuraja, siedzącego obok leżącego kolegi na trawniku, w tle widać drzewa owocowe, jednak ten (Samuraj) mówi w dokładnie takiej tonacji jak <Głos z nikąd>#
Tak Ci się tylko wydaje, ale to tylko Twoje złudzenie, które ma powstrzymać Cię przed paniką, ale-jeśli nie odkryjesz prawdy i swojego zadania, dalej będziesz cierpiał

#Samuraj nakrywa Wiesia czarnym aksamitnym kocem na twarz, po czym obraz momentalnie gaśnie, znów słychać dźwięk szpuli,((Charakterystyka muzyki) Muzyka gra zgłaśniając się stopniowo- głębokie, basowe dźwięki, powykręcane drone'owe gitary, które grając zupełnie różne tempem i charakterem melodie grają jednocześnie, stopniowo zamieniając akcent z jednej melodii na drugą, oraz szereg niezrozumiałych chóralnych jęków), trwa to kilka minut#

<Głos z nikąd>#Powoli i głośno szeptając wypowiada po jednym słowie w tle grającej muzyki#
Teraz powiem Ci co masz zrobić, ale o tym zapomnisz, bo to odebrałoby smak całemu przedsięwzięciu

#Muzyka cichnie, słychać jedynie pojedyncze dzwoneczki, oślepiający jasnością biały obraz powoli nabiera błękitnego odcienia, po czym znów przeistacza się w idealną biel pada czarny śnieg na identycznie białe posadzki, z białego sufitu, w dół białych ścian, Wiesiek klęczy w białym kaftanie bezpieczeństwa płacząc, obraz trzęsie się gwałtownie#

<Wiesiek>
Po cholerę ja to brałem, wykończę się!

<Głos z nikąd 2>(Męski, głęboko basowy głos, pochrząkując co chwila)
Nic nie brałeś idioto! Dalej wierzysz w te brednie, i tego całego Twojego koleżkę? To Twój omam!

#Obraz przenosi się do sali obok, gdzie siedzi na krześle przed biurkiem ubrany na jasno-niebiesko gruby, starszy mężczyzna, z komicznie dużym nosem, jego strój przypomina mundur, marynarka przepięta jest czerwonym pasem ze złotą spinką, jednak głos dobiega ze stojącego na biurku gramafonu z włożoną winylową płytą, którą mężczyzna przewraca na drugą stronę i znów włącza sprzęt#

<Głos z nikąd 2>#Kontynuując#
-Chłopcy! Brać go

#Do pokoju, w którym klęczy Wiesiek wpadają przebiegając przez salę z grubym mężczyzną dwaj lekarze ubrani w białe kitle, z identycznymi fryzurami zaczesanymi na bok, rudymi włosami, w nie różniących się wcale okularach w grubej brązowej ramce, mężczyźni zabierają Wieśka do pokoju z grubym facetem#

<Gruby mężczyzna, głosem <głosu z nikąd2>>
-Witaj #pochrumkuje# jestem doktor Fijodorowski-naczelny admirał piekła, mam zaszczyt poznać syna bożego? Zweryfikujemy zaraz Twoją boskość, napewno jesteś niemniej zwierzęcy od nas#pochrumkuje i spluwa gęstą flegmą na podłogę#

<Wiesiek>
-To ja jestem w piekle? Jak to się stało

<Doktor Fijodorowski>#Zbliżenie na upoconą twarz#
-Milcz z kurwy nie-Boskiej<Akcentując przesadnie literkę B>synu, nie kazałem Ci zabierać głosu. Popatrz, przypominasz ją sobie?

#dźwięk jarzeniówki, kamera oddala się, na miejscu gramofonu stoi rzutnik, który na ścianie ukazuje obraz Wieśka przytulającego się w wielkim łożu z piękną blondynką o bujnie falowanych włosach#

<Doktor Fijodorowski>
-Patrz, patrz, bo to nigdy się nie stało, i nie ma szansy, aby kiedykolwiek się stać, to Twoja jedyna okazja, ta dziewczyna nie istnieje! Boli, co?

<Wiesiek>#Pokrzykując rozpaczliwie przez płacz#
-Nie! To niemożliwe, niech to się skończy wreszcie
<Doktor Fijodorowski>
-Myśli FIJUTEM-Taki z niego anioł-Dzięki temu pokonam Jechowę i zawładnę światem-słońce już nigdy nie wejrzy na ziemię zamieszkałą przez ludzi, a sam Bóg straci głowę i wyląduje w piekle! Wszystko przez Ciebie błaźnie

#Doktor dalej przerabia ustami, ale nie słychać jego głosu, a jedynie cykanie świerszczy, obraz zaczyna kręcić się w zawrotnym tempie, po czym znów pokazuje Samuraja klęczącego obok Wieśka, Samuraj nakrywa twarz przyjaciela rzeczoną wcześniej tkaniną i wykonuje chaotyczne ruchy rękoma nad jego twarzą#

<Samuraj>#Machając rękoma#
-Tego nie zapamiętasz. To podpucha, nie daj się nabrać, musisz być twardy

#Dźwięk przewijanej taśmy pojawia się znów jednocześnie z czarnym tłem, na tle którego widać gwiazdy, kamera obraca się, ukazując leżącego w księżycowo-srebrzystym piasku Wieśka, ubranego na czerwono, z wyrastającymi dwoma cierniowymi  gałęziami z pleców spod łopatek podchodzi doń Doktor F#

<Doktor F>
-Witaj Urielu, kto by pomyślał, że książe słońca znajdzie się w moim piekielnym laboratorium laboratorium po ciemnej stronie księżyca, Jak dobrze, że masz takie giętkie skrzydła-gdy już je stracisz, wystarczą dla Ciebie i taty
#Dźwięk przewijanej taśmy przy normalnym obrazie, złożonym z zapętlonych 3 ostatnich sekund przez minutę, brak jakichkolwiek innych dźwięków#

<Samuraj>#Off#
-O tym kompletnie zapomnisz!
<Doktor F>#kontynuując#
-Masz jeszcze jedną szansę, by zbawić siebie i świat. Powstań i pochwyć miecz

#Wiesiek podnosi się zaciskając zęby, wygląda, jakby nie miał siły nawet przerabiać nogami, i rzeczywiście robi to w zwolnionym tempie, w powietrzu zawieszone są na srebrnych łańcuszkach dwa miecze z rozgrzanego do czerwoności żelaza, Wiesiek chwyta jeden z nich, słychać skwierczenie, jednak po Wieśku nie widać bólu,  miecz momentalnie upada przebijając stopę Wieśka#

<Doktor F>
Hahahaha! On zmiażdży Ci stopę, Ty jemu zaś....Pamiętasz jak to leciało?

<Wiesiek>#Wyraźnie wściekły chce unieść miecz, jednak nie ma na to siły#
Yhhhhhhhhh! Kurwa!!!!!!!#Zlewa się potem#

<Doktor F>
-Spokojnie, młody człowieku, bez szaleństw-pomyśl cyferkę

<Wiesiek>#głos w głowie, twarz zadumana#
-Hmmm....Pięć?
#Miecz unosi się samoczynnie, malując piątkę na niebie, ta zaś zmienia się w szarą cegiełkę#

<Doktor F>
-To cyfra chaosu, sam sobie komplikujesz życie swoją niewiedzą
Skontrastuj! Wybuduj ciepły dom dla siebie, i ludzkości, masz ją teraz na głowie!
<Wiesiek>
Trzy!
#Dźwięk przewijanej taśmy, widać sceny w przyspieszonym tempie, na których pojawiają się kolejne cegiełki w różnych kolorach, fluorescencyjne, tworząc murek#

<Doktor F>
-Toś się chłopcze namęczył! Ale teraz pora na ostatni numerek-Tylko on się liczy w rzeczywistości

<Wiesiek>
Dwa

<Głos z nikąd 1>
-Brawo Boży pomazańcu, to odkrycie zmieni oblicze ludzkości #Dźwięk przewijanej taśmy, na niebie ukazuje się słońce padając na ciemną dotąd stronę księżyca i błyszczy oślepiająco#
W roku pięć tysięcy dwieście dwudziestym drugim, ktoś otrzyma za nie nagrodę nobla

<Wiesiek>
To mi się poszczęściło, wygrałem nagrodę, która zostanie odebrana za ponad 3 tysiące lat, nie mam szans tego dożyć, czyli zdechnę w rozpaczy

#Dźwięk opętańczych, szyderczych śmiechów, złożony z obu głosów z nikąd, czarne tło, nocne zachmurzone niebo, po chwili zza chmur widać księżyc, kamera przesuwa się po ogrodzie, słychać świerszcze i sowę, po chwili pokazuje Samuraja klęczącego obok leżącego Wieśka#

<Samuraj>
-No, no przebudza się, ciekawe co z nim

<Wiesiek>#Wijąc się w trawie, co chwila otwierając lewe oko i zamykając je ponownie, gdyż widzi ogień, oślepiająco błyskający mu w oczy#
-Gdzie ja jestem? Co Tu się dzieje

<Samuraj>
-No chodź już, chodź
<Wiesiek>#Podnosi się#
-Człowieku, co Ty mi dałeś? Tobie nic nie jest?

<Samuraj>#Spuszczając głowę#
-Muszę Ci się przyznać....Dostałeś całość, ja jadłem cukier puder, musiałem mieć nad Tobą szczyptę kontroli, byś nie wypadł z torów. Jak sobie poradziłeś?

<Wiesiek>#Uniesionym tonem#
-Przestań mnie wkurwiać! To wszystko banialuki, moje życie nie istnieje, powstałem przed chwilą, kładąc na cały świat kurtynę cierpienia

<Samuraj>
Młody, nie bierz tego aż tak do siebie, bo się poodzierasz....Albo, zresztą, przyda Ci się

<Wiesiek>
-Cieszysz się z mojego nieszczęścia? I Ty chcesz udawać mojego kolegę? Oszalałeś chyba!

<Samuraj>
-Kiedyś zrozumiesz, mogę dla Twojego szczęścia stracić nawet najlepszego kumpla, trudno

#Dźwięk przewijanej taśmy, obraz rozmywa się i ciemnieje#

Koniec aktu pierwszego

1 komentarz: