poniedziałek, 23 września 2013

O "komunizmie" i spółdzielczości przemyślenia idealisty

Wstęp

We wstępie chciałem zaznaczyć, że artykuł nie jest opisem tradycyjnie pojmowanego komunizmu, a jedynie zbiorem pewnych przemyśleń na tematy społeczne, które ciężko jednocześnie usystematyzować.
Niektóre opisy są także ciut „podkolorowane” aby łatwiej było zrozumieć, co mam na myśli.


Co było?

Widzieliśmy, czym skutkowały zinstytucjonalizowane próby wprowadzenia komunizmu, który chociaż piękny w założeniach okazywał się częściową klapą(Ale mniejszą (pomijając lata stalinizmu) niż obecny dziś na prawie całym świecie grabieżczy, dziki kapitalizm, dzięki któremu firmy, zatrudniające niegdyś tysiące ludzi i przynoszące zyski dziś określane są jako nierentowne....I sprzedawane prywaciarzowi, któremu jednak opłaca się....Zatrudnianie na czarno, za pieniądze, którymi kota nie da się wyżywić.

Co jest?

Zacznijmy od edukacji-bo od  niej wszystko się zaczyna-nawet, jeśli najpierw uczą nas rodzice, to oni już wcześniej zatruci zostali przez "mądre głowy" i "autorytety"-których iluzja tworzona jest po to, abyśmy nie wiedzieli, że sami najlepiej pojmujemy, co dla nas najlepsze-jak dziecko liżące gipsowaną ścianę, gdy brakuje mu wapnia-a przecież nikt mu o tym nie powiedział.
Tego typu poglądy, dotyczące konkurencji, zaszczepiane w tych, którzy nie przejrzą na oczy, i nie zrozumieją, że współpraca długoterminowo zawsze przynosi lepsze skutki niż walka, choć nie zawsze je widać na pierwszy rzut oka, bo jeśli ktoś nie umie "czegoś" to umie "coś innego" czym może obdarować nas w zamian za nasze usługi/produkty, a nawet jeśli nie umie niczego konkretnego, to jako ZWIERZĘ Z GATUNKU HOMO SAPIENS, ma niebywałą, najwyższą w całym królestwie zwierząt zdolność przyswajania i wykorzystywania wiedzy. Dlatego też, na wychowanie w odpowiedniej świadomości, i przydatną edukację-także naukę metod efektywnego zapamiętywania, czy ćwiczenia własnego umysłu i ciała powinno kłaść się nacisk, nie zaś na zdobywanie tytułów na podstawie sztywnych reguł i suchych informacji, które okazują się nie przydatne w dalszym życiu.

Nastały wspaniałe czasy, kiedy to przedsiębiorcy określani "solą ziemi:" mogą w dowolny sposób wykorzystywać pracowników, forma niewolnictwa z kajdanami na dłoniach nie sprawdziła się, bo była zbyt łatwo zauważalna, a grupa wyzyskiwanych zbyt liczna, by jej się narażać.


Nastały piękne czasy-wolnego rynku, na którym pracę, obciążającą emocjonalnie i fizycznie kupuje się od jej wykonawców za pieniądze, którymi nie są w stanie wyżywić siebie, a skąd rodzinę, i gdzie szukać pieniędzy na rachunki? A praco"dawca" a raczej pracokupca robi to, bo po prostu może, a Ty musisz się zgodzić, bo kolejne pół roku poszukiwania pracy, gdy w garnkach wieje pustką, a w pokojach lodówką mało komu są jest rękę.

Nastały piękne czasy, przed którymi pewnego, dość znanego publicystę ostrzegała-bodaj babcia Słowami "wrócą dni, kiedy zapałkę dzielić się będzie na czworo" tyle, że dawniej zapałki były kilkukrotnie grubsze. Były to czasy, o ile dobrze pamiętam kiedy zmiany zaczęto wprowadzać w życie, ale nie posuwano ich do tak głęboko absurdalnych pomysłów, jak choćby elastyczny czas pracy.

Sam jestem częściowym  freeganinem-zjadam, oraz wykorzystuję przedmioty (Np lampka na biurko która własśnie oświetla mi klawiaturę;-) ) po prostu znalezione-nie tylko w śmietniku, ale również-i to cenię sobie najbardziej w miejscach w których przyroda ma jeszcze coś do powiedzenia;-)
Pierwszą część wykonuję w ramach protestu, bo póki co na jedzenie jeszcze mnie stać, drugą, bo po prostu tak lubię zawsze kochałem naturę i możliwość korzystania z jej dobrodziejstw jest dla mnie wspaniałym darem i cieszę się, że mimo postępującej industrializacji i prywatyzacji są nadal miejsca, gdzie można zdobyć całkiem legalnie świeżą, rosnącą dopiero darmową żywność, ale nie można takiego trybu życia narzucać tym, którzy tego robić nie chcą, dlatego strasznie brzydzi mnie, gdy Niesiołowski, czy inny jego pokroju palant-przepraszam za słownictwo-ale ciężko mi było znaleźć trafniejsze określenie, na pytanie o głodne dzieci mówi, że przecież w rowie rośnie pełno szczawiu, a w parkach mirabelki.


Pracuje się po to, by MÓC KUPIĆ chleb, a także inne dobra, bo nie samym chlebem człowiek żyje. ale pracy dla wielu osób, nawet wysoko wykształconych nie ma, a później panuje zdziwienie, że polacy czytają coraz mniej książek i ściągają nielegalne filmy/gry/muzykę- Skąd mają mieć na oryginały, gdy pudełko po najtańszym maśle roślinnym wylizują, aby przypadkiem nie zmarnować łyżeczki tak drogiego towaru? Ale to zrozumiałe, że "panowie szlachta" chcą z nas zrobić chłopów pańszczyźnianych, bez dostępu do kultury. Zrozumiałe, chociaż podłe, bo jak wiadomo od dawna ciemnym ludem łatwiej sterować. ale czego innego spodziewać się po możnie nam panujących?


 Fakt, że właściciel firmy może narzucić sobie sam pensję dziesiątki czy nawet setki razy wyższą, niż szeregowy pracownik, a potem tłumaczyć, że "podatki go zjadają, warunki dla przedsiębiorców są straszne" to prawdziwa obrzydliwość i podłość, bo mimo, że to on zaaranżował-często nieprawidłowo miejsce pracy, to bez osób które zatrudnia nie zarobiłby ani grosza, albo mniej, niż oni.
Dlaczego tak jest?

Jaka moim zdaniem jest przyczyna tego stanu?

Wszystko zaczyna się już w dzieciństwie, dziecko idąc do szkoły pouczane jest, że ma być najlepsze, lepsze od innych, tego typu poglądy są później powtarzane w telewizji, radio, prasie aż staje się to „oczywistością”, z którą nikt nawet nie próbuje polemizować, bo przecież "tak jest" .
Bo przecież trzeba konkurować z innymi.........
Z młodych, podatnych na sugestię umysłów próbuje wymazać się świadomość, że przecież każdy z nas jest najlepszy w byciu sobą-I chociaż nie jestem chrześcijaninem pozwolę sobie wspomnieć o tym, że Bóg (Bez względu na to czy istnieje, czy nie, morał tej opowieści jest prawdziwy) każdemu podarował większy, lub mniejszy talent, a chyba nikt nie zamierza zaprzeczać,że jesteśmy istotami zdolnymi do rozwoju-np rozwijania owych talentów.

Jak mogłoby-a raczej, jak będzie;-)




Edukacja powinna kłaść nacisk na osobiste talenty które posiada KAŻDY, ale nie każdy ma warunki, aby je rozwijać-pedagog powinien zauważać, jaki z nich posiada jego uczeń, i wtedy np. zapisywać go na dodatkowe, ale obowiązkowe lekcje, na których talent tegoż ucznia, i podobnych jemu znalazłby miejsce do rozkwitu-jeśli młodzieniec pięknie maluje, czy składa zdania, to zamiast, jak na tradycyjnych lekcjach artystycznych dostawałby materiały i wolną rękę-wzrosłaby przez to liczba miejsc pracy, bo ktoś przecież musiałby takie zajęcia nadzorować
niektórzy posiadają wiele talentow, które odkrywają, gdy już jest za późno na rozwój chociaż na naukę nigdy nie jest za późno, to w 10 lat nie osiągnie się tego, co w 50.

Lekcje typu wychowanie fizyczne, czy muzyka/plastyka nie powinny być marginalizowane-jak to dzisiaj ma miejsce powinny być równouprawnione z innymi-ta pierwsza ze względu na powszechność informacji i lokomocji, która ogranicza konieczność ruchu,  nie dziwota więc, że coraz więcej ludzi choruje na układ szkieletowy.
Zaś kreatywne zajęcia naprawdę rozwijają-także ścisłe umiejętności umysłu.

Mało kto wie, jak głębokie skutki i przemiany w człowieku i jego nastroju mogą wywołać zajęcia całkiem naturalne i nie wymagające żadnych narzędzi-jak choćby ćwiczenia oddechowe, czy medytacja-nie ta polegająca na mantrowaniu, ale ćwiczeniu uważności, w czasie, gdy nie ma w nas słów.
Chociaż, co do mantrowania.....Zdolność wchodzenia w trans również jest drogocenna, a to właśnie powoduje ów "mantrowanie" chociaż czesto mówi się o medytacji z mantrami oddzielam to, bo jest to zupełnie inny rodzaj pray umysłowej, dający zupełnie inne efekty niż trening uważości i "pustowania głowy"(Aby uniknąć konfliktów-uznajmy, że podział ten został wprowadzony tylko na potrzeby artykułu i tylko w nim jest aktualny) , bo dziwnym trafem każdy a może prawie-każdy dostrzegł, że dociera do najkreatywniejszych pokładów umysłu odpoczywając, np przed snem, czy nudząc się w pociągu, a nie uporczywie szukając rozwiąznia.

J.K Rowlling dziwnym trafem stworzyła Harrego Pottera wypoczywając w kawiarni, a nie przeglądając poradniki "Jak napisać świetną książkę"
Rozwój duchowy (Jeśli ktoś w duchowość nie wierzy, może nazwać to sobie inaczej, jak chce, np. rozwojem mentalnym) jest naprawdę istotną sferą naszego życia

Rewolucja narzucana odgórnie NIGDY NIE ODNIESIE SUKCESU, bo zawsze znajdą się-choćby pośród wprowadzających ją żądni władzy ludzie, lub później zwyczajni podjudzacze ludzie nie rozumiejący tej idei, lub z fałszywymi zamiarami podszywający pod nią i próbujący zbić na tym osobisty kapitał.
Komunizm musi powstawać oddolnie, od niezależnych, choćby niezarejestrowanych zrzeszeń-spółdzielni, które będą wzajemnie wspierać się, wspólnie decydując o tym, czy dana suma w określonym czasie przysługuje konkretnej osobie, oczywiście z koniecznością minimalnego, godnego wynagrodzenia dla wszystkich, którzy chcą działać w ten sposób. Dzięki temu "spółdzielnia" odnosi korzyści nie narażając swoich członków na głód, czy niedostatek, bo "Gdy Tobie zbraknie, ja Ci dam, później los odmieni się" co wbrew retoryce współczesnych zwolenników "wolnego" a w rzeczywistości zniewalającego rynku jest możliwe i było obserwowane choćby w społeczności indian Pueblo, ze szczególnym akcentem na gospodarkę podgrupy Indian Pueblo zwanych Indianami Hopi.
Dopiero, gdy pozostali, niewtajemniczeni ludzie dostrzegą sukces tego typu działalności, zaczną w obrębie swoich bliskich tworzyć podobne zrzeszenia, których członkowie(Na zasadzie grupa-grupa) zaczną współpracować między sobą. Tylko tak może powstać niezniszczalna sieć współdziałających istnień nie narażając nikogo na wykluczenie. Instytucja jaką jest państwo zawsze znajdzie swoje głodne dziwki, a prywatny przedsiębiorca już taką głodną dziwką jest-dlatego-zazwyczaj założył przedsiębiorstwo (chociaż nie przeczę, że robią to także ludzie uczciwi, którzy po prostu chcą zarobić na godne życie, a jeśli są nie uczciwi, to często nie z własnej woli-rzeczywistość w której żyjemy programuje nas do "zdobywania szczytów" zamiast wspólnego wypoczynku na polance)




Jedynie spółddzielczość, rzeczywiście spółdzieląca wypracowane dobra jest prawdziwie sprawiedliwą formą zdobywania kapitału
Rewolucja musi zacząć się w umyśle, inaczej będzie tylko iluzją.....Bardzo bolesną iluzją.
Nie da się jednak całkowicie wyeliminować własności prywatnej-bo ludzie, nawet w swym altruzimie są egoistyczni i wszystko, nawet działania charytatywne robią dla siebie-choćby dla sprawienia wrażenia dobrej duszy
Osoby jednak zarabiające ogromne sumy, powinny mieć nałożone na nie bardzo wysokie podatki-z których zysków czerpać mogliby biedniejsi.
I tu wkracza państwo-----Całkowite jego zniesienie jest przy obecnej, a nawet rozwiniętej do opisanego stopnia świadomości społecznej niemożliwe dlatego nie określiłem tego sysemu jako anarhchistyczny, a komunistyczny
, bo zdarzają i zdarzać się będą jedostki auto i cudzodestrukcyjne, choćby z powodu choroby (Właśnie, zgadzam się w tej kwestii z K.Dąbrowskim, twórcą teorii dezintegracji pozytywnej, że chorym na umyśle człowiekiem jest ten, który cierpi, lub krzywdzi innych-odmienne spojrzenie na świat to nie choroba, ale to już temat na następny artykuł) a więc wzorem ideologii libertarianńskich państwo powinno jedynie pilnować czy nikomu nie dzieje się krzywda(mam obrzydzenie do dzisiejszego  ruchu libertariańskiego, choć akurat to jest mądre, pomińmy fakt, że kiedyś libertarianinem nazywano po prostu anrchistę, a dla anarchistów mam szacunek, chociaż większość ich postulatów zdaje się mało życiowa).
Libertarianie zapominają jednak, że wykluczenie majątkowe też jest krzywdzące-a więc kolejną funkcją państwa odnośnie przedsiębiorstw pozostających w rękach prywatnych będzie pilnowanie sprawiedliwego podziału dóbr

Oczywiście, konkurencja jest normalną i naturalną cechą człowieka, stąd pomysł o współdecydowaniu bogactwem przez pozostałą część społeczności-pracowniczej, osiedlowej, miejskiej i tak dalej-przyznam szczerze, pomysł ten został przeze mnie zaczerpnięty z teoriiii PROUT, która chociaż w założeniach mądra, nie do końca do mnie trafia. Konkurencja musi odbywać się na pewnych zasadach-nie możemy wszak zapominać, że jesteśmy ZWIERZĘTAMI STADNYMI, a nie samotniczymi.
Bez wdrażania od dzieciństwa współczucia dla innych, zbudowanie tego typu systemu jest nierealne-jeśli więc chcemy podjąć to zadanie, to raczej dla przyszłych pokoleń, a nie dla siebie.


Przy okazji przepraszam, za moją nieobecność na ostatniej "imprezie" w Warszawie, bardzo chciałem tam dotrzeć, ale jak to w naszym pięknym kraju bywa, nie otrzymałem wypłaty na czas.



Żagiew łuskowata

Oto i ona- w całym swym pięknie i okazałości
Młode owocniki podobno są jadalne-ponadto bardzo smaczne, ale mi szkoda byłoby niszczyć tak fantazyjną istotę, której wygląd potwierdza, hipotezę mojego dobrego znajomego, że grzyby są organizmami, sprawiającymi wrażenie, że ich życie kształtowało się na innej planecie, niż przedstawicieli pozostałych królestw.

Czernidłaczek błyszczący

Pospolity nawet w miejskich parkach-smakowity, ale ignorowany przez większość grzybiarzy jako potencjalnie trująca istota.
Rośnie przy drzewach, a także ich korzeniach ;-)
Szczególnie upatrzył sobie robinie akacjowe i topole, chociaż nie tylko tam można go spotkać

Szczerze liczę, na niezbyt wielką oglądalność tego bloga, bo wiele smacznych obiadków może mnie ominąć.
Istnieje niepotwierdzona hipoteza, że bywa trujący w połączeniu z alkoholem.
Potwierdzam niepotwierdzenie tej hipotezy, ponieważ po wypiciu wojaka radlera i biedronkowego cydru zjadłem go w sosie z makaronem, i do dziś żyję w zdrowiu i spokoju.

wtorek, 17 września 2013

Wersja wstępna reżysoscenariuszu

Mieszkanie  jakich wiele w blokowiskach środkowej europy, Słońce wpada przez okno osadzone dość wysoko, niewielkie, rozświetlając pomieszczenie, stylizowane na stare radio stoi na okrągłym stoliku, obok złożonego tapczanu na którym leży młody mężczyzna, krótko przystrzyżony z niechlujnym zarostem, o ciemnych, przeszywających, chociaż przymkniętych oczach, próbuje się gdzieś dodzwonić leżąc na łóżku nakryty kocem w dużą zieloną kratkę, spod koca wystaje tylko jego głowa, szyja, prawa ręka i bark, sprawia wrażenie zdenerwowanego. Za stolikiem, bliżej ściany przy której znajduje się głowa MM znajduje się obita granatowym, puchowym materiałem pufa.

                    <Młody mężczyzna> [Odkłada telefon]
                                     -Kurwa mać!

                                        Off <matka MM>
                                     -co się znowu dzieje

                                     <młody mężczyzna>
               -Nic, nic mamo, nie przejmuj się, to mój problem

                              <Matka MM>[Wchodzi do pokoju]
-Dobrze wiesz, że Twoje problemy, są też moimi problemami....Jesteś moim dzieckiem, chociaż dorosłym....Zawsze nim będziesz

                                                   <M M>
-Jest poniedziałek, od piątku próbuję dodzwonić się pod numer, który dzwonił do mnie tamtego wieczoru, czuję, że to ten prawnik, do którego składałem aplikację, ale ten numer jest bez przerwy zajęty

                                      <Matka MM>[Głaszcze syna po głowie]
             -Cierpliwości, kochanie, wszystko musi mieć swój czas i miejsce

Matka opuszcza pokój, MM bierze się za obgryzanie paznokci, nagle słyszy, że jego telefon dzwoni, podnosi go i widzi komunikat: Masz jedną nową nieodebraną wiadomość.
Odczytuje więc sms'a, od numeru 48-69235 którego treść głosi:

                                     <48-69235>

                  „Kto raz dzwonił, o zainteresowaniu Twym poinformowany, niechaj sam oddzwoni”

Napisane cyrylicą
A pod spodem odnośnik podświetlony na niebiesko, również napisany cyrylicą

                         „Nie odważysz się kliknąć”

Chłopak jednak klika, słychać głębokie westchnienie, obraz ciemnieje, pojawiają się błyski oślepiającego światła, dźwięk szpitalnego pulsometru (chuj wie, jak to się zwie) początkowo wybijający prawidłowy rytm, później jednak przeradzający się w ciągły dźwięk, po czym stopniowo cichnie, a obraz staje się jednolicie czarny







Ciemny obraz, w tle leci powoli rozgłaśniające jezioro łabędzie czajkowskiego puszczone wspak
Charakterystyczne dla starych taśm filmowych trzaski „białych kropek” chociaż początkowo znikają, w dalszej fazie ich pojawiania się zostają na ekranie na stałe tworząc nieregularne ucętkowanie na czarnym tle.
Cętki łączą się nierównymi, posiepanymi liniami, „pęknięciami” kawałki czarnego tła odrywają się i upadają dźwięcząc jak tłuczone szkło, kawałek po kawałku odsłaniając gramofon z tubą w barwie mosiądzu grana przez niego (ta sama co wyżej) melodia zmniejsza amplitudę swoich dźwięków, tak, że te stają się wolniejsze i niższe, sprawiając wrażenie, jakby melodia miała się rozsypać.
Igła gramofonu sama odskakuje dość energicznie, w tle słychać brzęczenie much raz-po-raz cichnące i podgłaśniane w sposób gwałtowny, niewygodny i bardzo dysonansowy dla ucha ludzkiego.
Kamera przesuwa się w lewo, ukazuje biały, porcelanowy zlew, leżą w nim połamane wypalone do połowy papierosy, umazany jest popiołem, widać w tym ślady działalności ludzkich palców.

Pod zlewem siedzi z podkurczonymi kolanami młoda, zgrabna, wyraźnie brunetka, włosy długości do ramion, o błękitnych oczach w zwiewnej i długiej jasno-różowej, wręcz łososiowej sukni, z koronkowym kołnierzem wokół niewiele zakrywającego dekoltu, krótkimi bufiastymi rękawami.
Brunetka próbuje podciągnąć się na zlewie, urywa go jednak, ten uderza w jej nogę i upada na podłogę z drewnianych desek, chwyta się za udo i wykrzykuje przekleństwa, na jej twarzy widoczne są grymasy bólu, a miejsce na udzie w które uderzył zlew jest sine

Brunetka:

-Pierdolony zlew! Musiał wisieć akurat nad moim kolanem, co za niezdara go zamontowała na takie liche kołki? Gdyby mój ojciec dalej rządził tym miastem powsadzałby tych fachowców od siedmiu boleści do karceru, ale takie czasy, w zarządach sama rodzina, a jeśli nie, to jacyś pierdoleni przyjaciele rodziny! Przyjaciele rodziny, kurwa! Radia Maryja rodziny chyba

Po czym wyjmuje ze zlewu jeden z dłuższych niedopałków, i próbuje go odpalić, ten jednak jest mokry i nie daje się, upada na zakrytą suknią część jej lewej piersi, zostawiając po sobie ciemną smugę.
Kobieta spogląda na swoją sukienkę, zaczyna płakać i wykrzykiwać nieartykułowane dźwięki, przypomina to krzyk dziecka, które nie nauczyło się jeszcze mówić. Jej lament trwa dość długo, czasami na jej okrzyki nałożone są efekty odwróconego dźwięku, który właśnie płynie jej ust, zawsze z mocnym reverbem, ale również mocno ściszony, tak, że jest to tylko „słyszalne” podczas gdy reverb na jej prawdziwe wypowiedzi pada tylko na zakończenia „zdań” jej glosolalii
Wyjmuje z kieszeni cienkiego papierosa, odpala go, po czym wymiotuje na siebie nie wyciągając papierosa z ust.

Kamera przesuwa się w prawo, mija gramofon, jednak kilkukrotnie (efekt scratchingu) cofa się do niego, po czym przystaje na nim, ostatecznie jednak brnie w prawo, gdy gramofon znika, obraz staje się czarno-biały.
Kamera doprowadza nas do całującej się na sofie pary ubranej w eleganckie stroje, które osobiście datowałbym na lata 50, on w przydługiej, rozpiętej, jasnej marynarce z różyczką zwiniętą z szerokiej tasiemki przypiętą na małą, ale widoczną agrafkę spod marynarki widać koszule w delikatną i drobną kratkę, ona szczupła, jasnowłosa, włosy spięte w kok, sukienka do połowy ud, z kołnierzem ciemniejszym od reszty, bez wyraźnego dekoltu, odsłaniająca raczej obojczyki niż klatkę piersiową, za nimi widać gobelin ukazujący majestatyczne żaglowce przedzierające się przez fale, wyglądają, jak te z epoki wielkich odkryć geograficznych, obok sofy stoi lampka nocna z abażurowo-papierowym kloszem
Mężczyzna zaczyna obmacywać kobietę przez strój po piersiach, a ta wyraźnie podniecona unosi tyłek nad sofę i „popiskuje”

                                     <Mężczyzna do kobiety>

              -Fajne masz cycki, nawet przez tę szmatę mała suko

                                         <kobieta>
                                       -Śmieje się

                        <Mężczyzna>[Wkłada kobiecie rękę w dekolt]
                          -Napluł Ci ktoś kiedyś do mordy maleńka?

Obraz traci na ostrości , aż zamienia się w niemożliwą do rozróżnienia plamę, słychać tylko jęki rodem z najtwardszych pornosów

Obraz wyostrza się po kilkunastu sekundach w sali typu weselnego suto zastawione stoły, mnóstwo potraw mięsnych, elegancko ubrani goście tańczą klasyczne tańce jak walc, czy tango chociaż w tle leci naprawdę mocna i głośna techno muzyka, do karniszy przy oknach przywiązane są podłużne baloniki uplecione w litery cyrylicy, ale nie ułożone według żadnego logicznego porządku, balony odrywają się i lecą w górę, ostatecznie zasłaniając cały widok kolorowymi-balonikowymi-kalejdoskopowymi paciankami

W kolejnej scenie widać bezchmurne niebo, słońce aż pali w oczy, słychać dłuto dentystyczne, widać krążące stadko gołębi, aż nagle pojawia się sokół wędrowny pikując i chwytając w szpony jednego z nich.
Siada sobie gdzieś na pobliskiej łące z ofiarą i wyszarpuje z niej mięso kawałek po kawałku.

Powracamy do kalejdoskopowych baloników, kamera przedziera się przez nie, słychać, że z niektórych z nich uchodzi powietrze z „pierdzącym”dźwiękiem, szybkim slalomem między tańczącymi gośćmi udaje się do kuchni.


Uchlapana kuchenka, porozrzucane brudne widelce i łyżki-Magda Gessler by się poddała, a na środku całego rozgardiaszu stare nieoheblowane krzesełko, tam okrakiem na elegancko ubranym, wychudzonym do przesady i rozczochranym mężczyźnie siedzi otyła kobieta w prześwitującej halce, i wżynających się w stopy trzewiczkach-balerinkach granatowych w bardzo-jasno-seledynowe kropki, jej nos zdobią mocno spękane naczynka krwionośne. Otyła kobieta stroi dziwne, jakby wywołane zażenowaniem miny, przerywane krótkim i urywanym śmiechem
Odwraca się, i całuje mężczyznę po twarzy wykrzykując w jego stronę komplementy:


                                                     <Otyła kobieta>
                                   -Mój kochany!
                          Cóż ja bym bez Ciebie zrobiła? Już dawno bym nie żyła!

Spogląda mu w oczy, ten jednak wygląda, jakby spał, tyle, że ma zamknięte oczy, nie reaguje jednak wcale na jej komplementy. W jej oczach pojawiają się łzy, ale odwraca twarz, tak, że znów widać ją z początkowej pozycji
Otyła kobieta rozkłada ręce, widać wtedy, że są połączeni z mężczyzną żyłami-łokieć w łokieć, kolano-w kolano, a krew mężczyzny przetłacza się w kobietę.
Gdy ona zakłada nogę na nogę, on nerwowo przebiera nogami.


                                     <otyła kobieta> [Rozkładając bezradnie ręce]

            -Nic nie poradzę, on mnie już chyba po prostu nie kocha!

Podczas gdy kobieta ma rozłożone ręce, mężczyzna wykonuje palcami gesty, jakby grał na pianinie, powoli rozgłaśnia się Marsz Turecki Mozarta, kobieta wpada w paniczny, wiedźmi śmiech, oczy jej błyszczą jak świni przed ubojem, a po czole spływa pot, gdy przestaje się śmiać, jakby z trudem próbuje złapać oddech, po czym wykrztusza z siebie okrzyk:

                                             <otyła kobieta>

              - Artysta nie jest płodnym, gdy kocha szczęśliwie, a wtedy, gdy cierpi z pożądania!!!!

Pogłos nałożony na ten okrzyk trwa bardzo długo, sceny cofają się w znacznie przyspieszonym tempie, marsz Turecki gra dalej, obraz jaśnieje i oczom widza ukazuje się przytoczony już gramofon, przez chwilę płyta kręci się pod igłą jak powinna, jego igła odskakuje, ale muzyka gra dalej.