Mieszkanie jakich wiele w blokowiskach
środkowej europy, Słońce wpada przez okno osadzone dość wysoko,
niewielkie, rozświetlając pomieszczenie, stylizowane na stare radio
stoi na okrągłym stoliku, obok złożonego tapczanu na którym leży
młody mężczyzna, krótko przystrzyżony z niechlujnym zarostem, o
ciemnych, przeszywających, chociaż przymkniętych oczach, próbuje
się gdzieś dodzwonić leżąc na łóżku nakryty kocem w dużą
zieloną kratkę, spod koca wystaje tylko jego głowa, szyja, prawa
ręka i bark, sprawia wrażenie zdenerwowanego. Za stolikiem, bliżej
ściany przy której znajduje się głowa MM znajduje się obita
granatowym, puchowym materiałem pufa.
<Młody mężczyzna> [Odkłada
telefon]
-Kurwa mać!
-Kurwa mać!
Off <matka MM>
-co się znowu dzieje
<młody mężczyzna>
-Nic, nic mamo, nie przejmuj się, to
mój problem
<Matka MM>[Wchodzi do pokoju]
<Matka MM>[Wchodzi do pokoju]
-Dobrze wiesz, że Twoje problemy, są
też moimi problemami....Jesteś moim dzieckiem, chociaż
dorosłym....Zawsze nim będziesz
<M M>
-Jest poniedziałek, od piątku próbuję dodzwonić się pod numer, który dzwonił do mnie tamtego wieczoru, czuję, że to ten prawnik, do którego składałem aplikację, ale ten numer jest bez przerwy zajęty
<M M>
-Jest poniedziałek, od piątku próbuję dodzwonić się pod numer, który dzwonił do mnie tamtego wieczoru, czuję, że to ten prawnik, do którego składałem aplikację, ale ten numer jest bez przerwy zajęty
<Matka MM>[Głaszcze syna po
głowie]
-Cierpliwości, kochanie, wszystko musi mieć swój czas i miejsce
-Cierpliwości, kochanie, wszystko musi mieć swój czas i miejsce
Matka opuszcza pokój, MM bierze się za obgryzanie paznokci, nagle słyszy, że jego telefon dzwoni, podnosi go i widzi komunikat: Masz jedną nową nieodebraną wiadomość.
Odczytuje więc sms'a, od numeru
48-69235 którego treść głosi:
<48-69235>
„Kto raz dzwonił, o zainteresowaniu Twym poinformowany, niechaj sam oddzwoni”
Napisane cyrylicą
„Kto raz dzwonił, o zainteresowaniu Twym poinformowany, niechaj sam oddzwoni”
Napisane cyrylicą
A pod spodem odnośnik podświetlony na
niebiesko, również napisany cyrylicą
„Nie odważysz się kliknąć”
Chłopak jednak klika, słychać głębokie westchnienie, obraz ciemnieje, pojawiają się błyski oślepiającego światła, dźwięk szpitalnego pulsometru (chuj wie, jak to się zwie) początkowo wybijający prawidłowy rytm, później jednak przeradzający się w ciągły dźwięk, po czym stopniowo cichnie, a obraz staje się jednolicie czarny
„Nie odważysz się kliknąć”
Chłopak jednak klika, słychać głębokie westchnienie, obraz ciemnieje, pojawiają się błyski oślepiającego światła, dźwięk szpitalnego pulsometru (chuj wie, jak to się zwie) początkowo wybijający prawidłowy rytm, później jednak przeradzający się w ciągły dźwięk, po czym stopniowo cichnie, a obraz staje się jednolicie czarny
Ciemny obraz, w tle leci powoli
rozgłaśniające jezioro łabędzie czajkowskiego puszczone wspak
Charakterystyczne dla starych taśm
filmowych trzaski „białych kropek” chociaż początkowo znikają,
w dalszej fazie ich pojawiania się zostają na ekranie na stałe
tworząc nieregularne ucętkowanie na czarnym tle.
Cętki łączą się nierównymi, posiepanymi liniami, „pęknięciami” kawałki czarnego tła odrywają się i upadają dźwięcząc jak tłuczone szkło, kawałek po kawałku odsłaniając gramofon z tubą w barwie mosiądzu grana przez niego (ta sama co wyżej) melodia zmniejsza amplitudę swoich dźwięków, tak, że te stają się wolniejsze i niższe, sprawiając wrażenie, jakby melodia miała się rozsypać.
Igła gramofonu sama odskakuje dość energicznie, w tle słychać brzęczenie much raz-po-raz cichnące i podgłaśniane w sposób gwałtowny, niewygodny i bardzo dysonansowy dla ucha ludzkiego.
Kamera przesuwa się w lewo, ukazuje biały, porcelanowy zlew, leżą w nim połamane wypalone do połowy papierosy, umazany jest popiołem, widać w tym ślady działalności ludzkich palców.
Cętki łączą się nierównymi, posiepanymi liniami, „pęknięciami” kawałki czarnego tła odrywają się i upadają dźwięcząc jak tłuczone szkło, kawałek po kawałku odsłaniając gramofon z tubą w barwie mosiądzu grana przez niego (ta sama co wyżej) melodia zmniejsza amplitudę swoich dźwięków, tak, że te stają się wolniejsze i niższe, sprawiając wrażenie, jakby melodia miała się rozsypać.
Igła gramofonu sama odskakuje dość energicznie, w tle słychać brzęczenie much raz-po-raz cichnące i podgłaśniane w sposób gwałtowny, niewygodny i bardzo dysonansowy dla ucha ludzkiego.
Kamera przesuwa się w lewo, ukazuje biały, porcelanowy zlew, leżą w nim połamane wypalone do połowy papierosy, umazany jest popiołem, widać w tym ślady działalności ludzkich palców.
Pod zlewem siedzi z podkurczonymi
kolanami młoda, zgrabna, wyraźnie brunetka, włosy długości do
ramion, o błękitnych oczach w zwiewnej i długiej jasno-różowej,
wręcz łososiowej sukni, z koronkowym kołnierzem wokół niewiele
zakrywającego dekoltu, krótkimi bufiastymi rękawami.
Brunetka próbuje podciągnąć się na
zlewie, urywa go jednak, ten uderza w jej nogę i upada na podłogę
z drewnianych desek, chwyta się za udo i wykrzykuje przekleństwa,
na jej twarzy widoczne są grymasy bólu, a miejsce na udzie w które
uderzył zlew jest sine
Brunetka:
-Pierdolony zlew! Musiał wisieć akurat nad moim kolanem, co za niezdara go zamontowała na takie liche kołki? Gdyby mój ojciec dalej rządził tym miastem powsadzałby tych fachowców od siedmiu boleści do karceru, ale takie czasy, w zarządach sama rodzina, a jeśli nie, to jacyś pierdoleni przyjaciele rodziny! Przyjaciele rodziny, kurwa! Radia Maryja rodziny chyba
-Pierdolony zlew! Musiał wisieć akurat nad moim kolanem, co za niezdara go zamontowała na takie liche kołki? Gdyby mój ojciec dalej rządził tym miastem powsadzałby tych fachowców od siedmiu boleści do karceru, ale takie czasy, w zarządach sama rodzina, a jeśli nie, to jacyś pierdoleni przyjaciele rodziny! Przyjaciele rodziny, kurwa! Radia Maryja rodziny chyba
Po czym wyjmuje ze zlewu jeden z
dłuższych niedopałków, i próbuje go odpalić, ten jednak jest
mokry i nie daje się, upada na zakrytą suknią część jej lewej
piersi, zostawiając po sobie ciemną smugę.
Kobieta spogląda na swoją sukienkę, zaczyna płakać i wykrzykiwać nieartykułowane dźwięki, przypomina to krzyk dziecka, które nie nauczyło się jeszcze mówić. Jej lament trwa dość długo, czasami na jej okrzyki nałożone są efekty odwróconego dźwięku, który właśnie płynie jej ust, zawsze z mocnym reverbem, ale również mocno ściszony, tak, że jest to tylko „słyszalne” podczas gdy reverb na jej prawdziwe wypowiedzi pada tylko na zakończenia „zdań” jej glosolalii
Kobieta spogląda na swoją sukienkę, zaczyna płakać i wykrzykiwać nieartykułowane dźwięki, przypomina to krzyk dziecka, które nie nauczyło się jeszcze mówić. Jej lament trwa dość długo, czasami na jej okrzyki nałożone są efekty odwróconego dźwięku, który właśnie płynie jej ust, zawsze z mocnym reverbem, ale również mocno ściszony, tak, że jest to tylko „słyszalne” podczas gdy reverb na jej prawdziwe wypowiedzi pada tylko na zakończenia „zdań” jej glosolalii
Wyjmuje z kieszeni cienkiego papierosa,
odpala go, po czym wymiotuje na siebie nie wyciągając papierosa z
ust.
Kamera przesuwa się w prawo, mija gramofon, jednak kilkukrotnie (efekt scratchingu) cofa się do niego, po czym przystaje na nim, ostatecznie jednak brnie w prawo, gdy gramofon znika, obraz staje się czarno-biały.
Kamera przesuwa się w prawo, mija gramofon, jednak kilkukrotnie (efekt scratchingu) cofa się do niego, po czym przystaje na nim, ostatecznie jednak brnie w prawo, gdy gramofon znika, obraz staje się czarno-biały.
Kamera doprowadza nas do całującej
się na sofie pary ubranej w eleganckie stroje, które osobiście
datowałbym na lata 50, on w przydługiej, rozpiętej, jasnej
marynarce z różyczką zwiniętą z szerokiej tasiemki przypiętą
na małą, ale widoczną agrafkę spod marynarki widać koszule w
delikatną i drobną kratkę, ona szczupła, jasnowłosa, włosy
spięte w kok, sukienka do połowy ud, z kołnierzem ciemniejszym od
reszty, bez wyraźnego dekoltu, odsłaniająca raczej obojczyki niż
klatkę piersiową, za nimi widać gobelin ukazujący majestatyczne
żaglowce przedzierające się przez fale, wyglądają, jak te z
epoki wielkich odkryć geograficznych, obok sofy stoi lampka nocna z
abażurowo-papierowym kloszem
Mężczyzna zaczyna obmacywać kobietę przez strój po piersiach, a ta wyraźnie podniecona unosi tyłek nad sofę i „popiskuje”
Mężczyzna zaczyna obmacywać kobietę przez strój po piersiach, a ta wyraźnie podniecona unosi tyłek nad sofę i „popiskuje”
<Mężczyzna do kobiety>
-Fajne masz cycki, nawet przez tę szmatę mała suko
-Fajne masz cycki, nawet przez tę szmatę mała suko
<kobieta>
-Śmieje się
<Mężczyzna>[Wkłada kobiecie
rękę w dekolt]
-Napluł Ci ktoś kiedyś do mordy maleńka?
Obraz traci na ostrości , aż zamienia się w niemożliwą do rozróżnienia plamę, słychać tylko jęki rodem z najtwardszych pornosów
-Napluł Ci ktoś kiedyś do mordy maleńka?
Obraz traci na ostrości , aż zamienia się w niemożliwą do rozróżnienia plamę, słychać tylko jęki rodem z najtwardszych pornosów
Obraz wyostrza się po kilkunastu sekundach w sali typu weselnego suto zastawione stoły, mnóstwo potraw mięsnych, elegancko ubrani goście tańczą klasyczne tańce jak walc, czy tango chociaż w tle leci naprawdę mocna i głośna techno muzyka, do karniszy przy oknach przywiązane są podłużne baloniki uplecione w litery cyrylicy, ale nie ułożone według żadnego logicznego porządku, balony odrywają się i lecą w górę, ostatecznie zasłaniając cały widok kolorowymi-balonikowymi-kalejdoskopowymi paciankami
W kolejnej scenie widać bezchmurne niebo, słońce aż pali w oczy, słychać dłuto dentystyczne, widać krążące stadko gołębi, aż nagle pojawia się sokół wędrowny pikując i chwytając w szpony jednego z nich.
Siada sobie gdzieś na pobliskiej łące z ofiarą i wyszarpuje z niej mięso kawałek po kawałku.
Powracamy do kalejdoskopowych baloników, kamera przedziera się przez nie, słychać, że z niektórych z nich uchodzi powietrze z „pierdzącym”dźwiękiem, szybkim slalomem między tańczącymi gośćmi udaje się do kuchni.
Uchlapana kuchenka, porozrzucane brudne
widelce i łyżki-Magda Gessler by się poddała, a na środku całego
rozgardiaszu stare nieoheblowane krzesełko, tam okrakiem na
elegancko ubranym, wychudzonym do przesady i rozczochranym mężczyźnie
siedzi otyła kobieta w prześwitującej halce, i wżynających się
w stopy trzewiczkach-balerinkach granatowych w
bardzo-jasno-seledynowe kropki, jej nos zdobią mocno spękane
naczynka krwionośne. Otyła kobieta stroi dziwne, jakby wywołane
zażenowaniem miny, przerywane krótkim i urywanym śmiechem
Odwraca się, i całuje mężczyznę po twarzy wykrzykując w jego stronę komplementy:
Odwraca się, i całuje mężczyznę po twarzy wykrzykując w jego stronę komplementy:
<Otyła kobieta>
-Mój kochany!
Cóż ja bym bez Ciebie zrobiła? Już dawno bym nie żyła!
-Mój kochany!
Cóż ja bym bez Ciebie zrobiła? Już dawno bym nie żyła!
Spogląda mu w oczy, ten jednak
wygląda, jakby spał, tyle, że ma zamknięte oczy, nie reaguje
jednak wcale na jej komplementy. W jej oczach pojawiają się łzy,
ale odwraca twarz, tak, że znów widać ją z początkowej pozycji
Otyła kobieta rozkłada ręce, widać
wtedy, że są połączeni z mężczyzną żyłami-łokieć w łokieć,
kolano-w kolano, a krew mężczyzny przetłacza się w kobietę.
Gdy ona zakłada nogę na nogę, on nerwowo przebiera nogami.
Gdy ona zakłada nogę na nogę, on nerwowo przebiera nogami.
<otyła kobieta> [Rozkładając
bezradnie ręce]
-Nic nie poradzę, on mnie już chyba
po prostu nie kocha!
Podczas gdy kobieta ma rozłożone
ręce, mężczyzna wykonuje palcami gesty, jakby grał na pianinie,
powoli rozgłaśnia się Marsz Turecki Mozarta, kobieta wpada w
paniczny, wiedźmi śmiech, oczy jej błyszczą jak świni przed
ubojem, a po czole spływa pot, gdy przestaje się śmiać, jakby z
trudem próbuje złapać oddech, po czym wykrztusza z siebie
okrzyk:
<otyła kobieta>
- Artysta nie jest płodnym, gdy kocha szczęśliwie, a wtedy, gdy cierpi z pożądania!!!!
Pogłos nałożony na ten okrzyk trwa bardzo długo, sceny cofają się w znacznie przyspieszonym tempie, marsz Turecki gra dalej, obraz jaśnieje i oczom widza ukazuje się przytoczony już gramofon, przez chwilę płyta kręci się pod igłą jak powinna, jego igła odskakuje, ale muzyka gra dalej.
<otyła kobieta>
- Artysta nie jest płodnym, gdy kocha szczęśliwie, a wtedy, gdy cierpi z pożądania!!!!
Pogłos nałożony na ten okrzyk trwa bardzo długo, sceny cofają się w znacznie przyspieszonym tempie, marsz Turecki gra dalej, obraz jaśnieje i oczom widza ukazuje się przytoczony już gramofon, przez chwilę płyta kręci się pod igłą jak powinna, jego igła odskakuje, ale muzyka gra dalej.
To jest świetne, ale w ch.. trudne do przetłumaczenia. Nic to! Wyzwanie to!
OdpowiedzUsuńDo przetłumaczenia na jęz. ang i na jęz. film.
OdpowiedzUsuńWstępna wersja...jest więcej?
OdpowiedzUsuńMogą pojawić się korekty niezbędne, acz nieliczne. A wyobraź sobie co będzie przy operetce finalnej za rebus.
OdpowiedzUsuńJackowiak, Ty mnie wykonczysz Mistrzu Komplementów i Przebrań...
OdpowiedzUsuńDo tego zmierzam, niech Ci się klisz prześwietli: D Urynau i znany mejl na g to doktorfiodorowskiplus@gmail.com
Usuń